Zupełnie nie wiem, jak to się stało, że ja – naczelny mięsożerca w rodzinie, wpakowałam się w romans z wegetarianizmem. A tak po prawdzie i zupełnie szczerze mówiąc kompletnie odrzuciło mnie od mięsa. Być może to przez lata spędzone na dietach wysokobiałkowych (i przy okazji bardzo niskowęglowodanowych) mój organizm powiedział DOŚĆ. A być może przez dojrzenie do tego, że nie istnieją „humanitarne” rzeźnie. I wspomnienie wzroku tych zwierząt w transportach w ciasnych tirach… Możecie powiedzieć: „no zdurniała baba… całe życie żarła mięcho aż się uszy trzęsły i dopiero po latach ją olśniło. HIPOKRYTKA!”. Być może, szczególnie, że spożywam jeszcze niewielkie ilości ryb i owoców morza. Niemniej jednak wszelkie świnki, krówki, puchate króliczki i inne latające potwory poszły w odstawkę. Zobaczymy jak ten romansik się rozwinie (póki co trwa już 2 czy 3 tygodnie i ma się dobrze), ale samopoczucie fizyczne jest tak znakomite, że daję mu naprawdę duże szanse.

I jeszcze jedno. Do dnia dzisiejszego obija mi się po głowie niegdysiejsza kłótnia z M., jak zepsuł mi się kawałek świniaka. Pamiętam wyrzut z jakim M. powiedział: „Jakieś zwierzę oddało życie po to, żebyś ty mogła zjeść, a ty tak po prostu to wyrzucasz”.  Brrrrr…..

Tak czy siak i bez względu na pobudki kuchnia roślinna w moim domu ma się całkiem dobrze, a że niedawno przygotowałam prz-ge-nial-ne smażone tofu z ziołami, to zamierzam się właśnie przepisem nań z Wami podzielić. Szybki, prosty i przesmaczny!

Składniki:
1 kostka twardego naturalnego tofu
2 łyżki miodu (użyłam faceliowego)
Sok z połówki limonki
Suszony rozmaryn
Suszony tymianek
Wędzona papryka
Sól gruboziarnista
Odrobina (ok. 1-2 łyżki) przesianej mąki
Olej do smażenia

Przygotowanie:
Tofu kroimy w plastry o grubości ok. centymetra (raczej mniej, niż więcej), a następnie każdy plaster przekrawamy jeszcze na pół.

Z miodu i limonki przygotowujemy mieszaninę, którą smarujemy tofu z obu stron. Posypujemy odrobiną rozmarynu, tymianku i wędzonej papryki. Każdy plasterek z obu stron oprószamy delikatnie mąką.

Na patelni rozgrzewamy olej i smażymy na złoto. Oleju być tyle, aby tofu swobodnie w nim pływało.

Po „wyłowieniu” osączamy nadmiar tłuszczu na ręczniku papierowym i podajemy. Możemy posypać dodatkową niewielka porcyjką soli.

Myślałam o zrobieniu jeszcze jakiegoś sosiku do niego, ale zanim zdążyłam go przygotować, to takiego tofuka po prostu pożarliśmy na pniu. Takie to smaczne! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *